(relacja Agi Kasińskiej)
W dniach 27 lipca do 4 sierpnia odbył się nasz pierwszy obóz szkoleniowy w ramach kursu przewodników tatrzańskich. Po czterech miesiącach nauki o słowackich Tatrach Zachodnich przystąpiliśmy do praktyki. Wyszliśmy na szlak, by podziwiać i opowiadać o topografii, przyrodzie i historii tych terenów. Wszystko to pod czujnym okiem Maćka Florysa, Kazimierza Liszki, Grzegorza Folty i Andrzeja Grzechynki.
Pierwsze cztery dni spędziliśmy w hotelu „Primula” po orawskiej stronie Tatr. W ciągu dnia wędrowaliśmy po pobliskich szczytach, a wieczory spędzaliśmy na integracji, rozmowach oraz zaciekłych meczach tenisa stołowego.
Na pierwszą wycieczkę wyszliśmy podzieleni na trzy grupy na Grzesia i wróciliśmy przez Przełęcz pod Osobitą. Była to wycieczka „na rozgrzewkę”.
Następnego bowiem dnia, idąc od Smutnej Przełęczy przez Trzy Kopy zdobyliśmy już znacznie odleglejszy szczyt – Banówkę. Tutaj właśnie pierwszy raz niektórzy z nas prowadzili grupę przez łańcuchy i trudniejszy teren.
Kolejny dzień spędziliśmy na zachodnim krańcu grani głównej, wychodząc na Siwy Wierch. Chyba w każdej z trzech grup znaleźli się miłośnicy bogatej flory tamtych terenów.
Czwartego dnia, z racji słabszej pogody, z bliska oglądaliśmy Rohackie Stawy i to była właściwie ostatnia nasza wycieczka po tej stronie Tatr. Hotel „Primula” pożegnaliśmy rozśpiewani i roztańczeni, trzeba tylko mieć nadzieję, że gospodarze zapamiętali nas równie miło i dobrze jak my ich.
Przejeżdżając na południową stronę Tatr zatrzymaliśmy się w Orawicach, by przejść przez Wąwóz Cieśniawy, aż do Umarłej Przełęczy. Krótka i mało wyczerpująca wycieczka była zasłużonym odpoczynkiem po poprzednich intensywnych dniach. Po południu wszyscy udaliśmy się do naszego nowego miejsca noclegu – ATC Raczkowej.
Szóstego dnia odbyliśmy malowniczą wycieczkę na Baraniec. Podczas wędrówki przypominaliśmy sobie wszystkie informacje z wykładów o dolinach wokół nas, spoglądaliśmy na grań Otargańców, które stały się naszym następnym celem. Na szczycie Barańca patrzyliśmy na zdobyte przed kilkoma dniami Trzy Kopy, Banówkę i przypominaliśmy sobie jak Baraniec wyglądał z tamtej perspektywy. Do bazy noclegowej wróciliśmy przez Goły Wierch ciesząc się piękną pogodą.
Po kolejnej przespanej pod namiotami nocy, ruszyliśmy na grań Otargańców. W dole zostawiliśmy Dolinę Wąską by z grani podziwiać kolejno po zachodniej i wschodniej stronie Dolinę Jamnicką i Raczkową. Na Raczkowej Czubie niektórzy z kursantów mocno optowali za przedłużeniem wycieczki i wejściem na Wołowiec, a nawet i Rohacze, ale koniec końców wszystkie trzy grupy przeszły przez Jarząbczy Wierch w dół do Polany pod Klinem i dalej Doliną Raczkową aż do bazy namiotowej.
Była to ostatnia tak długa wycieczka na tym obozie. Następnego dnia, ze względu na pogodę udaliśmy się do Doliny Żarskiej. Jedną dużą grupą pod czujnym okiem wyznaczonych przewodników udaliśmy się na zwiedzanie sztolni a później spacerem do schroniska. Obok schroniska wstąpiliśmy na symboliczny cmentarz, a później z powrotem na dół.
Ostatniego wieczora, cały obóz spędził miło czas przy wspólnym ognisku, ucząc się pieśni sąsiadów i zacieśniając przyjaźnie polsko – słowacko – czeskie.
Ostatniego dnia udaliśmy się na Wielkiego Chocza w paśmie gór choczańskich by od zachodniej strony ogarnąć wzrokiem tereny, które były tematem ostatnich wykładów i wycieczek.