Po raz kolejny już, Szkoła Górska Morskie Oko, zaprosiła nas do wzięcia udziału w szkoleniu lawinowym.
Bardzo dziękujemy Tomkowi Nodzyńskiemu i Ani Czas oraz Maćkowi Stańczakowi, Maćkowi Florysowi, Mai Grzybowskiej, Bogusi Fular, Szymonowi Michlowiczowi, Wojtkowi Sowie oraz Michałowi Trzebuni za zorganizowanie i przeprowadzenie szkolenia. To dla nas możliwość powtarzania i doskonalenia siebie w warunkach i akcjach lawinowych zarówno podczas wycieczek przewodnickich, ale również w samodzielnych działaniach górskich.
Jak się okazało, pomimo, iż wielu z nas odbywa szkołenie rok rocznie, to jednak ciągle jeszcze mamy nad czym pracować.
W pierwszym dniu mięliśmy okazję przypomnieć sobie zasady poszukiwania ofiar lawin za pomocą detektorów i sond oraz grupowe działania i organizację na lawinisku, ćwiczyliśmy też udzielanie pierwszej pomocy, tym, których spod lawiny udało się wydobyć.
Jak się okazało, nie bez przyczyny kadra zwracała uwagę na najdrobniejsze szczegóły naszych działań. Kolejnego dnia, podczas pozorowanej akcji lawinowej czekała nas „ciężka i duża niespodzianka” .
Otóż jedna z osób pozwoliła zakopać się w śniegu na głębokość ok 1,5 metra i udawać zasypaną w lawinie ofiarę.
Jakież było zdziwienie, kiedy okazało się, że ekipa szukająca natrafiła na żywego człowieka, którym okazał się Maciek Florys, a nie zakopany- jak to się robi zazwyczaj- detektor. Wykopywaniu Maćka towarzyszyło bardzo wiele emocji, przekleństw ( z naciskiem na wiele), ale i determinacji w udzielaniu pomocy. Niektórzy z nas odkryli w sobie nagłe, nieznane dotychczas pokłady energii, kopiąc w śniegu w poszukiwaniu rannego i przez cały czas czując się ” świeżo”. Innym w udzielaniu pomocy pomagał nieustanny krzyk, jeszcze inni z niedowierzaniem zadawali pytania ” ale czy to jest prawdziwy Maciek?”. Byli również i tacy, którzy motywowali siebie do działania powtarzając sobie ( i innym) ” co za p…y pomysł? Kto to k…a wymyślił?”
Sposobów okazywania determinacji w przeprowadzaniu akcji było tyle ilu ratujących, ale…wszystkie okazały się skuteczne, a dowodem na to jest uratowany Maciek, który cały, zdrowy, nie zmarznięty, bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym i dymny z siebie wrócił o własnych siłach do schroniska. Jedynie na co narzekał to lekki ból w okolicach „zadka” spowodowany ukłuciami sondy lawinowej.
A wieczorem po szkoleniu jak zwykle udaliśmy się do schroniska na imprezę do późnej nocy.
Zdjęcia ze szkolenia lawinowego 2019, Morskie Oko