Jako przewodnicy znamy dobrze oscypki, bryndzę, żentycę czy bundz, ale jak trudny jest proces ich wytwarzania dowiadujemy się dopiero w bacówce u przychylnego bacy, chcącego podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem. Szkolenia oscypkowe są na tyle niesamowite, że schodząc z hali pachnący jak wędzarnia, po parogodzinnej pracy natychmiast chcielibyśmy tam wrócić, by nauczyć się wytwarzania kolejnego pasterskiego specjału. To niełatwa praca, ale tak sprzężona z naturą i umiejętnością obserwacji, że aż serce rośnie, a ręce rwą się do roboty.
Lipcowe szkolenia weszły nam już w nawyk, nawyk pracowicie pozytywny;)